Tomasz Krzysztoń Naczelnikiem Wydziału ds. Informacji i Promocji

Tomasz Krzysztoń – nowy Naczelnik nowego Wydziału ds. Informacji i Promocji w janowskim Starostwie ma swój styl. „Łysy z brodą”😊 – jak o sobie mówi, ma do siebie dystans. Stale w biegu, stale ma dobry humor, się uśmiecha i ma głowę pełną pomysłów. Ostatnio wymyślił, żeby uroczystości, związane z Kampanią Wrześniową 1939 roku przybrały dwudniowy charakter. I przybrały… I Starosta się zgodził… I ma być tak rok w rok… No, może z inną „gwiazdą wieczoru”, którą w tym roku był Maciej Miecznikowski. Kolejna zmiana dotyczy gazety. Ma być bardziej ciekawa, nośna i – jak to określił – „dizajnerska”. No i ma być jeszcze kupiony nowy program komputerowy, żeby szata graficzna przyciągała wzrok. Ma być nowocześnie i według krajowych standardów, ale to już po nowym roku. Na ten cel „zabukował” pieniądze w budżecie powiatu. Nowy program to też nowa obsada składu gazety, którą będzie tworzył wespół z drugim informatykiem urzędu. „Hulać” ma też facebook i strona internetowa…, podobnie jak imprezy, które terminowo nie będą się ze sobą pokrywać… Chodzi, m.in. o Festiwal Oręża i Święto Karpia tydzień po nim w Malińcu.

Krzysztoń przyszedł do pracy do Starostwa w 2020 roku. Wtedy nastąpił przełom w powiatowej promocji, która poszerzyła się o „ruchomy obraz”. Jak by to nie zabrzmiało, to właśnie w owym czasie zaczęły powstawać pierwsze „filmy krótkometrażowe” ze Starostą w roli głównej. Starosta oswoił się z kamerą, a i kamera go „polubiła”. Tą drogą, składa życzenia, informuje o inwestycjach, zapowiada imprezy, nieraz w „szlacheckim stroju”. Dobrą robotę robi podkład muzyczny, który dobiera „Tomasz”😊 Święty to on nie jest, ale na muzyce filmowej się zna…

Jaki jest? Wierzący, czego się nie wstydzi… Żywy, wesoły, towarzyski, komunikatywny i niezwykle pomysłowy… A gdy wyobraźnię ograniczają pieniądze, się nie poddaje i szuka „substytutów”… Zamienników… I całkiem dobrze mu to w tej promocyjnej materii wychodzi…

Lubi też wiedzieć, ba! – wie, co w urzędowej „trawie piszczy”. To człowiek zaufany, lojalny, taki trochę rzecznik „niepisany”…

Jak go odbierają? Młodsi go lubią, starsi z ciekawością i uwagą obserwują…

Jak mu się pracuje? Nie lubi, gdy ktoś narzuca mu swoje zdanie, a jak w coś uwierzy, to i „z podziemia” zadziała… Nieraz ryzykownie, żeby nie powiedzieć, brawurowo… – Ale wszystko w granicach dobrego smaku” – zastrzega ze śmiechem.

Robi to, co lubi, a lubi pracę zespołową. Twierdzi, że „pracowników nie wolno traktować jak wyrobników”. I z wielkim szacunkiem wypowiada się o radnych powiatowych – przedstawicielach powiatowej społeczności. 

No i pisze… Różnego rodzaju pisma to jego robota. Pisze sam, nie zżyna z Internetu, jak to niektórzy czynią… I ze sztucznej inteligencji też nie korzysta, ba!, potrafi ją nawet rozpoznać i „zablokować”… Jest twórczy, nie „leci” schematami, nie lubi ograniczeń i z daleka mówi „dzień dobry” – niby nic, a cieszy…

Lubi dobry film i muzykę, media społecznościowe, gadżety i nowinki technologiczne, które wykorzystuje w praktyce… Zżyty jest mocno z rodziną…

Jest absolwentem „starego” ogólniaka i Uczelni Warszawskiej, gdzie ukończył studia licencjackie na kierunku ekonomicznym. Studia magisterskie – na kierunku „zarządzenie publiczne” ukończył na Uniwersytecie Warszawskim. W międzyczasie, „zaliczył” studia podyplomowe MBA na KUL-u w Lublinie.

Nie ogląda się na innych i wstecz też nie spogląda, a mógłby…, bo chociaż ma 37 lat, to doświadczenie życiowe spore… Już na studiach dorabiał, pracując na budowie, przy utrzymaniu terenów zielonych, w agencji nieruchomości, wypożyczalni filmów, itp. W międzyczasie się ożenił i już we dwoje pracowali w Warszawie, a potem – przez sześć lat, we Francji. Dzięki temu, rozumie francuski, chociaż biegle mówi po angielsku.

Dlaczego wrócili do Polski? – Przychodzi taki moment, kiedy trzeba zadać sobie pytanie, czy zostajemy czy zjeżdżamy. Silniejsza okazała się chęć powrotu do domu, do Janowa. Duże miasta męczą – mówi z przekonaniem. 

Jakie jest tam życie? – Może nie cięższe, ale inne… Szybsze i czasami… niebezpieczne… Paryż jest specyficzny… Aglomeracja ludzi z całego świata… Przeżyliśmy najgłośniejsze zamachy terrorystyczne i „ruch żółtych kamizelek”, gdzie protestowano przeciwko rosnącym kosztom życia, również tam, gdzie myśmy mieszkali. Na własne oczy widzieliśmy podpalane i palące się „obok nas” banki. I te niepokoje społeczne też miały wpływ na decyzję o powrocie do Polski, do domu… – informuje ze spokojem.

Czy wyciąga wnioski? – Życie nauczyło mnie pokory, chociaż moja żona twierdzi, że… „za mało’’😊 – puentuje ze śmiechem…

Tekst; foto: Alina Boś