Jak to drzewiej bywało… opowiada Stanisław Dolecki

Kiedy piszę te słowa, jest 20 kwietnia 2023 r. Zaledwie wczoraj obchodziliśmy 80-tą rocznicę wybuchu powstania w gettcie warszawskim, a w marcu tego roku odbyły się na naszym terenie uroczystości pogrzebowe dwóch Żołnierzy Niezłomnych. Obserwujemy też na rynku wydawniczym wysyp literatury „okołowojennej”: wspomnienia, biografie, ale też     i beletrystyka. W związku z tym wszystkim w „Panoramie Powiatu Janowskiego” narodził się pomysł, aby porozmawiać z kimś na tematy historyczne. Z kimś, kto przeżył wiele i wiele pamięta. Okazja ku temu znalazła się poniekąd sama, kiedy robiłam materiał do artykułu sprzed kilku dni pt. „Dzień z życia Barki”. Wtedy dowiedziałam się, że jeden z mieszkańców – Pan Dolecki – chętnie podzieli się wspomnieniami. Umówiłam się na wywiad.

Kiedy stawiłam się na miejscu, czekał na mnie Pan Stanisław Dolecki. Bardzo elegancki, wysoki, postawny mężczyzna; niezwykle elokwentny w wypowiedzi, o czym przekonałam się później. Aż ciężko było uwierzyć, że ma 91 lat. Tak, tak proszę państwa… Pan Stanisław urodził się 14.05.1932 r. we wsi Osinki na terenie Powiatu Janowskiego.

PPJ: Panie Stanisławie, zechce się Pan podzielić ze mną swoją historią?

S.D.: A co by pani chciała wiedzieć?

PPJ: Najbardziej, jak to dawniej na naszym terenie było…(nie śmiałam wprost zapytać  o wojnę; może sprawię starszemu panu przykrość albo nie będzie chciał wracać do tematu. Ale chciał. I opowiedział).

Pan Dolecki zaczął snuć swoją opowieść… a ja słuchałam, jak urzeczona. 90 lat to dużo do opowiadania. Czy to były dobre wspomnienia czy złe…? Trudno by rzec; w życiu, jak to w życiu: raz lepiej raz gorzej. A u Pana Stanisława było tak…

(materiał powstał tylko i wyłącznie na podstawie wspomnień, nie był weryfikowany pod względem faktów historycznych).

Mieszkał z rodzicami i starszą o trzy lata siostrą w rodzinnej wsi. Zajmowali się niewielkim gospodarstwem, położonym niedaleko torów kolejowych. Tory te w pamięci Pana Doleckiego odegrały znaczną rolę w czasie II wojny światowej. Tamtędy szły transporty  z zaopatrzeniem na front i tędy też cofały się wojska niemieckie po klęsce na wschodzie, gdy nacierali Rosjanie. Wojna zastała małego Stasia, kiedy pierwszy raz szedł do szkoły  w towarzystwie starszej siostry. Z tamtego okresu pamięta głównie naloty niemieckich samolotów, bombardowania i akcje wymierzone przez nazistów przeciw Żydom, a tych w okolicy nie brakowało. Niemców wspomina jako „zorganizowanych, uporządkowanych i z pewną kulturą” – jak mówi. Jak maszerowali, to w szyku; z zachowaniem formacji. Zupełnie inaczej niż Rosjanie, którzy „stawali w zbożu”, łupili domy, terroryzowali ludność i palili wsie. Dla dziecka, jakim był wtedy Pan Stanisław, to były traumatyczne przeżycia. Zapamiętał też przede wszystkim ogromny strach, kiedy do ich domu zapukały dwie Żydówki. Chciały wymienić bele drogiego materiału na żywność i choć małemu Stasiowi potrzebne były nowe spodnie, to mama bała się przyjąć ten materiał, ale głodnych nakarmiła po czym odeszli.

Mały Staś pomagał w gospodarstwie, wypasał bydło, wykonywał różne prace  w obejściu. Z tamtych lat najbardziej utkwiły mu w pamięci bombardowanie wspomnianych już torów. A że były w pobliżu domu, to i strach był wielki. Kiedy Niemcy się cofali i nadeszli Rosjanie, w ich domu zakwaterowano kilku radzieckich oficerów, którzy odpowiadali m.in. za odbiór kontyngentów od mieszkańców wsi i pilnowali niewielkiego lotniska, które powstało „na potrzeby wojny”. I tak żyli w jednym domu blisko dwa lata. Na szczęście nie byli to jacyś nieokrzesani bandyci. Jednego to nawet wspomina z sentymentem, bo uczył go języka rosyjskiego i rosyjskich piosenek. (Dwie z nich nawet p. Stanisław odśpiewał w trakcie wywiadu). Wspomina też zwykłe wiejskie życie, kiedy nie było dostępu do kultury, za to bardzo popularne były spotkania mieszkańców w jednym domu na tzw. wspólne darcie pierza czy kiszenie kapusty, a potem były tańce. A że Pan Stanisław grał na harmonii, to proszono go na „muzykanta”.

Pan Dolecki ukończył gimnazjum w Olszynie Lubańskiej; był w wojsku i w szkole podoficerskiej. Do cywila wyszedł w stopniu plutonowego. Przez szereg lat zajmował stanowiska urzędnicze. Ożenił się, założył rodzinę. Pierwsza żona zmarła na skutek choroby, a z drugą – po długich perturbacjach urzędowych – wyjechał do USA. Miał wtedy 50 lat. Życie rzuciło go do Detroit. Imał się tam różnych zajęć i po 37-letniej emigracji wrócił  w rodzinne strony. Od blisko 6 lat jest mieszkańcem janowskiego DPS „Barka” (na ojcowiźnie gospodarzy wnuczka z rodziną) i ma za sobą kawał historii. Z chęcią opowiedział „Panoramie…” jak to drzewiej bywało…

Mimo słusznego wieku nadal trzyma się po wojskowemu; stoi prosto, jak świeca; fryzura też zdradza, że to były mundurowy. Rozmawiając z nim, do głowy przychodzi myśl, że chciałoby się dożyć tak pięknego wieku w tak dobrej formie, jak Pan Stanisław.

„Panorama Powiatu Janowskiego” dziękuje serdecznie za rozmowę i życzy jak najwięcej zdrowia!

(na zdjęciu u góry Pan Dolecki kiedyś i obecnie; fotografie pochodzą z rodzinnego archiwum).

Tekst: Kamila Strykowska-Momot

Foto: arch. rodzinne