„Stare jest dobre…” – zamyślenia wielkopostne

Wędrówką jedną życie jest człowieka, idzie wciąż, dalej wciąż, dokąd skąd? – słowa poezji Edwarda Stachury, znane szerzej z piosenki Starego Dobrego Małżeństwa wyjątkowo sugestywnie brzmią w obecnych czasach. Zwłaszcza pytajnik i dwa słowa przed nim. Życie ludzkie to ciągłe wędrowanie, pełne nieplanowanych zwrotów akcji, trudów pokonywania wyzwań, euforii zdobycia mniejszych i większych szczytów, upadków i trudnych powstań, a przede wszystkim to nieustanne kroczenie szarą i monotonną ścieżką codziennych obowiązków. Człowiek szuka w tym celu, sensu, harmonii…

Jak zjawa senna życie jest człowieka, zjawia się, dotknąć chcesz, lecz ucieka… – śpiewa dalej Krzysztof Myszkowski w utworze Wędrówką życie jest człowieka. Nikt nie ucieknie przed przemijaniem. Wiedzą o tym wierzący i niewierzący, chrześcijanie praktykujący-niewierzący, wierzący-niepraktykujący, a tym bardziej praktykujący-wierzący.

Od poczęcia człowiek zmierza do śmierci. Jak nadać temu sens? Chrześcijaństwo w swej istocie daje propozycję, poszerza perspektywę… Wielki Post podpowiada, aby człowiek prostował nieraz pokręcone przez codzienność ścieżki swej wędrówki, aby wciąż powstawał, nawracał się (czyli zawracał), aby w myśl słów Akwinaty twardo stąpając po ziemi jednocześnie wpatrywał się w niebo… Wolny człowiek wybiera swoją perspektywę.

Katolicy siły do wędrówki odnajdują w relacji z Bogiem, w Ewangelii, w modlitwie, w przykazaniach, wodą żywą są sakramenty święte, zwłaszcza spowiedź święta i Eucharystia. Odnajdują czy odnajdywali? Bóg tak – Kościół nie; Kościół (tradycja) tak – Bóg (relacja osobista) nie, Bóg nie i Kościół nie. To coraz powszechniejsze ścieżki życia. A co z Kościołem (wspólnotą) i Bogiem (relacją osobistą)? Czy słychać jeszcze jednoczesne tak? Przyszłość Kościoła może wyrosnąć i wyrośnie z tych, których korzenie są głębokie i którzy żyją z czystej pełni swojej wiary. Nie wyrośnie z tych, którzy dostosowują się jedynie do mijającej chwili ani z tych, którzy tylko krytykują innych i zakładają, że sami są nieomylnymi prętami mierniczymi; nie wyrośnie z tych, którzy podejmują łatwiejszą drogę, którzy unikają pasji wiary, twierdząc, że wszystko co stawia im wymagania, co ich uraża i zmusza do poświęcenia siebie jest nieprawdziwe i nieaktualne, despotyczne i legalistyczne – te słowa usłyszano w 1969 roku w jednej z niemieckich rozgłośni radiowych, a powiedział je 42-letni ksiądz Józef Ratzinger (późniejszy papież Benedykt XVI). Owa przyszłość staje się teraźniejszością. I dobrze. Wiara w Boga to nie tylko tradycja, ale przede wszystkim osobista relacja. Tylko ona pokona kryzys Kościoła i kryzys człowieka.

Mówił dalej ks. Józef: Jeśli dzisiaj prawie nie jesteśmy już w stanie uświadomić sobie Boga, to dlatego, że tak łatwo przychodzi nam uciec od samych siebie, od głębi naszego jestestwa za pomocą narkotyku takiej czy innej przyjemności. Stając się bogami rezygnujemy z Boga. Uciekając od siebie, od swego ducha, uciekamy od Stwórcy i Zbawiciela. Ścieżka wiedzie do przepaści bezsensu. Tak wielu wierzących nie wróciło do Kościoła po pandemii. Jednak czy oni tak naprawdę wierzyli, czy tylko wiarę praktykowali? Gdzie szukać harmonii, drogi sprawdzonej, stabilnej? To co pozostanie, to Kościół Jezusa Chrystusa, Kościół, który wierzy w Boga, który stał się człowiekiem i obiecuje nam życie po śmierci.

Rola kapłana we współczesnym świecie jest coraz bardziej niezrozumiała. Kim więc powinien on być? Ksiądz, który nie jest nikim więcej, niż pracownikiem socjalnym, może być zastąpiony przez psychoterapeutę i innych specjalistów; ale ksiądz, który nie jest specjalistą, który nie stoi z boku, obserwując grę, udzielając oficjalnych rad, ale w imię Boga stawia się do dyspozycji człowieka, który towarzyszy ludziom w ich smutkach, w ich radościach, ich nadziei i strachu, taki ksiądz na pewno będzie potrzebny w przyszłości. Wielu sądzi, że odchodzi z Kościoła z powodu kapłana czy kapłanów. Jednak, czy prawdziwie wierzący odrzuca skarb wiary, zmienia ścieżkę życia przez grzech, przez błąd przewodnika? Wolność to istota człowieczeństwa: w przeciwieństwie do wcześniejszych czasów, Kościół będzie postrzegany dużo bardziej jako dobrowolne stowarzyszenie, do którego przystępuje się tylko na podstawie samodzielnej decyzji. Jako mała wspólnota, będzie kładł dużo większy nacisk na inicjatywę swoich poszczególnych członków. Nie musisz, ale możesz… Nie ilość, lecz jakość, autentyczność, prawda: Kościół na nowo odnajdzie swoją istotę i pełne przekonanie, co do tego, co zawsze było w jego centrum. W wierze i modlitwie na nowo uzna sakramenty za formę oddawania czci Bogu, a nie za przedmiot wiedzy liturgicznej. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi wiarę w centrum doświadczenia. Kiedy minie już proces tego odsiewania, wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie, odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali.

Kościół tylko praktykujących tłumów zmienia się w Kościół również wierzących. Zwyczaj i przymus ustępują miejsca osobistej decyzji, wspólnocie, relacji. To powrót do źródeł chrześcijaństwa. Jakość na nowo wzbudzi ilość. Bo stare jest dobre… (fragment rekolekcji wielkopostnych w parafii pw. św. Anny w Branwi).

Ks. Kamil Dziurdź